
Wczorajsza wieczorna walka z dziećmi na poduszki przyniosła nieoczekiwany wynik. Nie dość, że poduszki są do wymiany, a grobowa mina małżonki zapowiadała niezłą burę, to jeszcze małżeńskie łoże oddało pole i przestało spełniać swoje podstawowe funkcje. Czyli – załamało się. No i noc spędzona na materacu nie należała do najprzyjemniejszych.
Dzisiaj od rana poruszenie, wycieczka objazdowa salonów meblowych i wypatrywanie tego jedynego. A tam wszystko: łóżka sosnowe pojedyncze i podwójne, w szerokościach od 90 cm do 200 cm. Łóżka stalowe, z płyty, standardy, obite skórą…jakiś koszmar. Ja chcę tylko mieć miejsce do wyspania się!!!
Naszą uwagę przykuł nowo otwarty salon producenta z południa. Krótka rozmowa ze sprzedawcą utwierdziła nas, że przynajmniej obsługa ma jakiekolwiek kompetencje do doradzania w wyborze produktu. Obejrzeliśmy kilkanaście propozycji, przetestowaliśmy trzy. Stanęło na tym, że w najbliższy czwartek możemy liczyć się z dostawą zamawianego mebla, ale niestety, wniesienie na drugie piętro będziemy musieli zorganizować sobie sami. Na szczęście mebel jest złożony w kartonach, więc będzie o tyle łatwiej.
Minęło kilka dni. Dźwięk telefonu poderwał wszystkich na równe nogi. Przyjechało łóżko. Mili panowie za kilkadziesiąt złotych bez gadania wnieśli kartony na górę, a my z małżonka zabraliśmy się do składania, skręcania, pasowania i wkładania listewek. Trzy godziny, kilka złych spojrzeń, przycięty mały palec i oto jest. Nasze nowe, upragnione, wyśnione i wreszcie nasze.
A skutek całej akcji jest jeden – nigdy więcej walk na poduszki w naszej sypialni…